Dlaczego warto czytać książki

Kiedyś było prościej. Gdy chciałeś się czegoś dowiedzieć o świecie miałeś do wyboru tylko kilka kanałów telewizyjnych, parę gazet i tygodników. Szkoła była Twoim oknem na świat. Podobnie biblioteka czy czytelnia. Nie mogłeś zabrać telefonu do kieszeni ani obejrzeć w domu kinowego filmu przed premierą.

Wtedy jeszcze myślałeś, że telewizja satelitarna czy kablowa to szczyt w rozwoju mediów. Pamiętasz, jak z wypiekami na twarzy przeglądałeś zachodnie kanały telewizyjne, z których nie wiele rozumiałeś, ale obrazki były ładne?

Tak było, dopóki świat nie przeniósł się do internetu. To się dokonało tak niepostrzeżenie, że teraz można odnieść wrażenie, jakby ten stan trwał od zawsze.

Początki sieci w Polsce były takie urocze 🙂 Wśród moich znajomych mam fotografa, który jako pierwszy w kraju wysłał klientowi zdjęcie pocztą elektroniczną. Wtedy się z niego śmiali, że niby komu to potrzebne, że przecież zdjęcia to odbitki. A dziś nie dość, że trzaskamy miliardy zdjęć rocznie, to jeszcze nałogowo przesyłamy pliki mailem. Pamiętam też, jak mój kolega ściągał filmiki, bodaj w formacie .mov, z urywkami meczy NBA. To były jakieś kilkunastosekundowe pliki, z których każdy pobierał się baaaardzo długo. Może nie byłoby w tym nic takiego, gdyby nie fakt, że kiedyś za internet płaciło się tak jak za rozmowy telefoniczne – było naliczanie minutowe.

Sam mam na koncie kilka stów za dodatkowe samochody do Need For Speed. Ale też byłem jednym z pierwszych w moim mieście, którzy przez internet zamówili dla kogoś bukiet kwiatów. I nie było wtedy DotPay’a ani innego PayPal’a, tylko po zamówieniu trzeba było pójść na pocztę, wysłać pieniądze, a dowód nadania przesłać faksem do firmy.

 

Złapani w sieć

Teraz nikt się już nie zastanawia, czy korzystać z internetu w przeróżnych nawet najbardziej błahych sprawach. Teraz, dzięki smartfonom, po prostu jesteśmy w sieci. A co za tym idzie są tam też reklamodawcy, marki, firmy, nadawcy mediów i każdy chce najskuteczniej dotrzeć do Ciebie. Problem w tym, że od dawna tkwimy w bańce informacyjnej, czy jak kto woli – bańce filtrów. To dość naturalna konsekwencja olbrzymiej konkurencji treści w internecie. Dostajemy takie informacje na jakie sami zasłużymy – wyszukiwarki i odwiedzane przez nas strony „uczą się nas pilnie”, znają nasze preferencje, wskutek czego chodzimy po własnych śladach. Bańka filtrów może nas skutecznie separować od niektórych treści.

Nawet jeśli posiedliśmy umiejętność wyszukiwania, selekcja informacji i ich źródeł, to nadal łatwość w przeskakiwaniu między stronami, zakładkami, serwisami powoduje, że poznajemy naskórkowo, powierzchownie. I to mimo że przeciętny Polak spędza średnio 6 godzin dziennie w sieci.

Nicholas Carr w książce „Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg”, napisał dobitnie, że „gdy podłączamy się do sieci, wchodzimy w środowisko, które sprzyja pobieżnemu czytaniu, chaotycznemu myśleniu i powierzchownej nauce.”

 

Użyźnij swój mózg

Co zatem możesz zrobić, by nie obudzić się w z ręką w intelektualnym nocniku ustawionym pod palmą w małpim gaju? Możesz oczywiście wylogować się ze wszystkiego. Nie zapomnij o oddaniu także kart płatniczych i założeniu kominiarki, bo przecież dookoła jest monitoring. Jestem jednak przekonany, że na dłuższą metę trudno by Ci było funkcjonować zupełnie poza siecią. Tym bardziej, że jest ona często naturalnym środowiskiem pracy. A obecność w mediach społecznościowych i sprawne poruszanie się w nich, to często warunek nieodzowny, żeby dostać pracę.

Są jednak dwa proste triki, które z jednej strony nie zdemolują Ci życia zawodowego, a z drugiej pomogą użyźnić Twój mózg, a wręcz uwolnią jego super moce:

 

1. Pracuj analogowo, a nie tylko za pomocą komputera.

To koncepcja, o której opowiadał na zeszłorocznym Blog Forum Gdańsk, Austin Kleon, artysta z Teksasu. Za jego przykładem mam w domu dwa miejsca pracy – analogowe (zeszyt, kartki, ołówki, długopis, flamastry), które jest przeznaczone do myślenia koncepcyjnego, kreacji, zbierania wrażeń, itd. Drugie miejsce – „cyfrowe”, z laptopem, smartfonem i drukarką. Pracę nad danym tematem zaczynam analogowo (notatki się nigdy nie zawieszą, ani nie padnie dysk :-), potem dopiero przechodzę do narzędzi jakimi są komputer podłączony do sieci. Potem znowu wracam do analogowej pracy, by np. dopracować dalsze kroki. Taka naprzemienność świetnie pobudza komórki mózgowe, nie odcina od rzeczywistości, pomaga gromadzić ulotne wrażenia, myśli, inspiracje.

2. Czytaj książki.

Np „Twórczą kradzież” rzeczonego wcześniej Austina Kleona, dzięki której dokładniej poznasz koncepcję opisaną w punkcie 1. Ale na mózg świetnie działają też inne pozycje:

„Jesteś marką”
 
Joanny Malinowskiej-Parzydło, dzięki której możesz odbyć fascynującą podróż w głąb siebie – serio! To książka, która może pomóc ci w zorientowaniu się, czy to co aktualnie robisz ma sens, czy jesteś we właściwym miejscu?

„Getting Things Done”
Dawida Allena, nieśmiertelna i niezwykle przydatna, dzięki niej możesz zarządzić spływającym do ciebie strumieniem zadań i pozostać produktywnym.

„Najpierw rzeczy najważniejsze”
Stephen’a Covey’a, która pomoże Ci nie tylko określić życiowe priorytety, ale także podpowie jak zarządzać sobą w czasie i zorganizować życie, abyś mógł osiągnąć zamierzone cele.

A najlepiej tak je zorganizuj, by jednym z priorytetów było czytanie książek, a Twoją życiową misją – myślenie.

Comment

There is no comment on this post. Be the first one.

Leave a comment